piątek, 23 maja 2014

Sędzia dyscplinarny zajął się sprawą Dragicevicia

Jeszcze w piątek ma być znane orzeczenie sędziego dyscyplinarnego - Sławomira Wasilewskiego, który przyjrzał się sprawie z meczu Trefla Sopot ze Stemetem Zielona Góra.
Jak udało się nam dowiedzieć, Polska Liga Koszykówki skierowała do sędziego dyscyplinarnego sytuację z meczu Trefla Sopot ze Stelmetem Zielona Góra, w którym Vladimir Dragicević uderzył piłką w twarz Simasa Buterleviciusa.
Na razie nie wiadomo, jaka decyzja zapadnie w tej sprawie. Różne głosy podają w środowisku - od dyskwalifikacji do kary finansowej. Warto przypomnieć, że ostatnio Jakub Dłoniak za brzydki faul Łukaszu Wiśniewskim został ukarany karą finansową w wysokości jednego tysiąca złotych.
Przypomnijmy, że chodzi o sytuację z trzeciej kwarty, kiedy to Dragicević najpierw popełnił przewinienie w ofensywie, a później uderzył piłką w twarz Simasa Buterleviciusa. Za to zagranie sędziowie ukarali Czarnogórca przewinieniem technicznym.

poniedziałek, 19 maja 2014

Trefl Sopot gotowy do pojedynków ze Stelmetem. "Jesteśmy w stanie z nimi wygrać"

W obozie Trefla Sopot panują bardzo bojowe nastroje przed meczami ze Stelmetem Zielona Góra. Po dwóch spotkaniach w rywalizacji do trzech zwycięstw jest remis 1:1.
Koszykarze Trefla Sopot zrealizowali swój cel w dwóch pierwszych meczach w Zielonej Górze - wygrali jedno spotkanie i przejęli atut własnego parkietu w rywalizacji półfinałowej. Teraz to ekipa z Trójmiasta może zakończyć tę serię w Ergo Arenie. - Na pewno cieszy to zwycięstwo. W pierwszym meczu ze Stelmetem mieliśmy chyba zbyt dużo euforii po wygranej z Czarnymi, z kolei w drugim spotkaniu pokazaliśmy więcej "pazura", charakteru i to przyniosło dobre efekty - zaznacza Marcin Stefański, kapitan Trefla Sopot.
Koszykarze Trefla Sopot pomimo porażki w pierwszym meczu nie załamali się i pokazali charakter. Od samego początku dyktowali warunki gry, na które Stelmet nie potrafił zbytnio odpowiedzieć. Kluczem do wygranej była z pewnością defensywa, w której żółto-czarni spisywali się naprawdę przyzwoicie. - Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że możemy z nimi wygrać w tym drugim spotkaniu. Myślę, że to podejście oraz wiara w sukces były kluczowymi elementami - dodaje Stefański.
Przed drugim spotkaniem dużo mówiło się o zmęczeniu, które może dopaść ekipę z Sopotu. Gracz Trefla przyznaje jednak, że zmęczenie na tym etapie sezonu doskwiera tak naprawdę wszystkim ekipom. - Te dwa mecze kosztowały obie ekipy bardzo dużo sił. Jednak to jest półfinał i nikt tak naprawdę nie myśli o zmęczeniu, ponieważ to jest najważniejsza część sezonu - podkreśla Stefański.
Trzecie spotkanie odbędzie się we wtorek, z kolei czwarty mecz w czwartek. Czy wówczas poznamy finalistę? - Na razie koncentrujemy się na wtorkowym spotkaniu, bo moim zdaniem to będzie kluczowy mecz dla naszej rywalizacji. Walczymy o zwycięstwo, ale zdajemy sobie sprawę, że czeka nas niezwykle trudne zadanie, bo Stelmet to bardzo silna drużyna - ocenia Stefański.

środa, 14 maja 2014

Wizards nadal w grze! Genialny mecz Marcina Gortata!

Marcin Gortat rozegrał najlepszy mecz w karierze i przedłużył szanse Washington Wizards na awans do finału konferencji! Polak zdobył 31 punktów i miał 16 zbiórek, a Czarodzieje wygrali 102:79.
Niesamowity mecz Marcina Gortata jest zaskoczeniem tym bardziej, że kilkadziesiąt godzin wcześniej łodzianin zdobył tylko dwa punkty i miał trzy zbiórki. We wtorek był jednak zupełnie innym zawodnikiem. Trafił 13 z 15 rzutów z gry, co jest wynikiem wprost fenomenalnym! Kończył akcje hakiem, po pick and rollach, a na dodatek zupełnie wyłączył z gry najgroźniejszego podkoszowego Pacers - Roy'a Hibberta. Uzbierał 31 punktów (najwięcej w karierze w play off) oraz miał 16 zbiórek. To wszystko w zaledwie 36 minut jakie spędził na parkiecie
- Nie mieliśmy nic do stracenia. Graliśmy desperacko, postawiliśmy wszystko na jedną szalę. W obecnej sytuacji musimy grać, tak jakby każdy mecz był naszym ostatnim - powiedział Gortat, który otrzymał solidne wsparcie od Johna Walla, autora 27 punktów.
Czarodzieje od początku narzucili gospodarzom swój styl gry. Trafili dokładnie połowę z 81 rzutów, podczas gdy Pacers zaledwie 39 proc. Niesamowita była jednak różnica w zbiórkach - 62:23 na korzyść stołecznej ekipy!
Gortat już do przerwy skompletował double-double (17 pkt i 11 zb), a po przerwie spisywał się jeszcze lepiej. W trzeciej kwarcie, wygranej 31:14, przypieczętował zwycięstwo Wizards, w które przed meczem mało kto wierzył.
Gortat ustanowił wiele nowych rekordów. 31 punktów w play off to jego najlepszy wynik do tej pory, podobnie jak siedem zbiórek na atakowanej tablicy. Jak podkreślają amerykańscy statystycy Gortat jest pierwszym zawodnikiem od 17 lat urodzonym poza USA, który zanotował w play off przynajmniej 30 punktów i 15 zbiórek. W 1997 roku 37 punktów i 17 zbiórek miał urodzony na Jamajce Patrick Ewing.
- Oni grali na innym poziomie niż my. Nam brakowało prądu. Musimy poradzić sobie z tą trudną sytuacją - powiedział David West, najlepszy w ekipie Pacers, autor 17 punktów. 15 dołożył Paul George. Wspominany już Hibbert miał ledwo cztery punkty (2/7 z gry) i dwie zbióki.
Tylko osiem zespołów zdołało wygrać serię, w której przegrywali 1:3. Być może Czarodzieje będą dziewiątą drużyną, która tego dokona. Mecz numer sześć w czwartek w Waszyngtonie.
Indiana Pacers - Washington Wizards 79:102 (19:25, 19:20, 14:31, 27:26)
(West 17, George 15, Stephenson 9 - Gortat 31, Wall 27, Beal 18)
Stan rywalizacji: 3:2 dla Pacers

wtorek, 13 maja 2014

LeBron James

http://2odti53knmc93mydi047hcrn17m7.wpengine.netdna-cdn.com/wp-content/uploads/2014/05/LBJ-Clap.gif

poniedziałek, 12 maja 2014

Wizards nad przepaścią! Słaby mecz Gortata

Washington Wizards mieli 19 punktów przewagi nad Indianą Pacers, lecz ostatecznie ulegli 92:95 i przegrywają już 1:3 w rywalizacji. Marcin Gortat rozegrał bardzo słabe zawody.
Marcin Gortat zanotował najgorszy mecz w tegorocznych play off. Nasz rodak na parkiecie przebywał tylko 21 minut, w czasie których trafił jeden z trzech rzutów, co dało mu dwa punkty. Łodzianin do swojego dorobku dopisał także trzy zbiórki, asystę oraz blok. Gortat, podobnie jak w meczu numer trzy, całą czwartą kwartę przesiedział na ławce rezerwowych.
Mimo tego Czarodzieje mieli ogromną szansę na wygraną i doprowadzenie do remisu w rywalizacji. W pierwszej grali swoją koszykówkę - wykorzystali 11 strat gości, wyprowadzając skuteczne kontrataki. Dodatkowo, trzech weteranów (Andre Miller, Al Harrington, Drew Gooden) miało swój dzień i grało jak z nut. W ekipie Randy'ego Wittmana wszystko funkcjonowało jak należy, niestety do czasu.
Wizards do przerwy prowadzili 55:38, a na początku trzeciej odsłony powiększyli przewagę do 19 oczek. Niestety później było już tylko gorzej. Gospodarze nie potrafili znaleźć recepty na niesamowitego Paula George'a, który 28 ze swoich 39 punktów zdobył po przerwie. Lider Indiany trafił aż siedem trójek, z czego sześć w dwóch ostatnich kwartach.
- Chciałem mu dać odpocząć, ale powtarzał, że tego nie potrzebuje. Odwdzięczył się ważnymi rzutami - powiedział Frank Vogel, trener Pacers o George'u, który spędził na parkiecie aż 46 minut, notując dodatkowo 12 zbiórek.
Przy stanie 85:76 dla Wizards George trafił dwie trójki z rzędu, po czym ważne punkty dla Pacers zdobył odrodzony Roy Hibbert. W samej końcówce bardzo ważnej akcji nie skończył Bradley Beal, który dodatkowo nie trafił rzutu wolnego, a w ostatnich sekundach nie złapał piłki, marnując potencjalną szansę na doprowadzenie do remisu.
Hibbert dołożył 17 punktów i dziewięć zbiórek, z kolei George Hill miał 15 oczek i cztery asysty. W ekipie Czarodziei Beal zapisał na swoim koncie 20 punktów a Trevor Ariza 16.
- Jesteśmy w trudnym miejscu. Powinniśmy ten mecz wygrać, wówczas mogliśmy przejąć kontrolę nad tą serią. Niestety nie wykorzystaliśmy tej szansy - powiedział Harrington.
Pacers potrzebują już tylko jednej wygranej do awansu. Mecz numer pięć rozegrają we wtorek, w swojej hali. Tylko osiem drużyn w historii wygrało serię, przegrywając 1:3.
Washington Wizards - Indiana Pacers 92:95 (26:27, 29:11, 17:33, 20:24)
(Beal 20, Ariza 16, Wall 12 - George 39, Hibbert 17, Hill 15)
Stan rywalizacji: 3:1 dla Pacers

Prezes Asseco: Drużyna w kolejnym sezonie na pewno będzie funkcjonować. Budżet jest już zagwarantowany

Asseco Gdynia zakończyło sezon 2013/2014 na siódmym miejscu w tabeli. Jak się okazuje, drużyna ma już zagwarantowany budżet na kolejne rozgrywki.
Na niedzielnym spotkaniu z kibicami prezes klubu - Przemysław Sęczkowski w samych superlatywach wypowiadał się na temat postawy zespołu w tym sezonie.
- Mam nadzieję, że to, co pokazaliśmy w tym sezonie większości kibiców przypadło do gustu. Staraliśmy się jak mogliśmy w tych trudnych rozgrywkach. Jak wiadomo, początek zapowiadał się nietęgo. Niektórym wydawało się nawet, że koszykówki w Gdyni nie będzie - mówił sternik klubu z Gdyni.
- Okazało się, że mimo skromnego budżetu, udało się stworzyć drużynę. Wyszła z tego dobra mieszanka doświadczenia i młodości w dużej mierze opartej na Polakach. Mieliśmy najwyższy polski współczynnik w lidze. Jesteśmy dumni z zawodników, gdyż osiągnęliśmy cel, którego nikt się po nas nie spodziewał. Do tego powalczyliśmy w play-off z mistrzem Polski. Dostarczyliśmy sporo emocji kibicom - dodawał Przemysław Sęczkowski.
Prezes zapewnił jednocześnie, że zespół w przyszłym roku będzie funkcjonować na podobnych zasadach, jak w tym sezonie.
- Drużyna w przyszłym roku na pewno będzie funkcjonować w Gdyni. Budżet jest już zagwarantowany. O składzie i innych rzeczach na razie nie mówimy, dajemy sobie trochę czasu na przemyślenia - ocenia Sęczkowski.
Najprawdopodobniej skład pozostanie praktycznie ten sam. Tylko trzech koszykarzy nie ma kontraktów. Są to: Przemysław Frasunkiewicz, Łukasz Seweryn oraz Fiodor Dmitriew. Umowy podpisanej nie ma także trener David Dedek, który jak na razie nie chce zabierać głosu w tej sprawie.

niedziela, 11 maja 2014

Paul Graham: Awans byłby dla nas czymś wyjątkowym

- Awans do półfinału byłby dla nas czymś wyjątkowym. Pokonaliśmy już Rosę u siebie w tym sezonie, teraz musimy zrobić to ponownie - mówi Paul Graham przed meczem numer pięć w serii ćwierćfinałowej.
W niedzielę wieczorem Anwil Włocławek i Rosa Radom zmierzą się ze sobą w batalii numer pięć ćwierćfinałowej serii. W batalii, po której będzie wiadomo kto awansuje do półfinału.

Presja jest po obu stronach. Mówi się, że skoro Anwil startował z wyższej pozycji, to na nim ciąży większa odpowiedzialność, a Rosa i tak już dużo osiągnęła w tym sezonie. Prawda wydaje się być jednak nieco inna - apetyt rośnie w miarę jedzenia i żaden zespół, nieistotne, z którego miejsca przystępował do fazy play-off, nie chce odpaść w decydującym starciu.
- Wygra lepsza ekipa. Po prostu. Dotychczas każda drużyna wygrała dwukrotnie i teraz o wszystkim zadecydują szczegóły, np. dyspozycja dnia oraz to, kto lepiej poradzi sobie z presją. Ja wierzę w wygraną. Pokonaliśmy Rosę już kilkukrotnie w tym sezonie we własnej hali i mam nadzieję, że zrobimy to ponownie - mówi Paul Graham.
Włocławianie przez cały sezon zmagają się z problemami finansowo-organizacyjnymi, a także z serią urazów, która wyeliminowała kilku zawodników. Już w trakcie ćwierćfinału z gry wypadł Michał Sokołowski.
- Awans do półfinału byłby dla nas czymś wyjątkowym. Każdy zna okoliczności, w jakich gramy w tym sezonie. Jesteśmy zmęczeni. Każdy czuje ból w kościach, mamy mniej ludzi do grania, ale... walczymy! Chcę podziękować moim kolegom i trenerom za to, że nikt nie myśli o poddawaniu. Nie wiem jaki będzie rezultat niedzielnego meczu, być może przegramy, ale Anwil walczy do końca - dodaje Graham.
Włocławianie byli lepsi w dwóch meczach u siebie, wygrywając 83:77 i 89:85 (po dwóch dogrywkach). W Radomiu Rosa pokonała rywali 86:74 i 100:75. Jak widać, w tej serii jeszcze goście nie triumfowali. Czy w niedzielę będzie tak samo, czy dojdzie do zmiany sytuacji?

Nets rozstrzelali Heat, Spurs prowadzą 3:0

Po sześciu zwycięstwach, pierwszej porażki w fazie play-off doznał zespół Miami Heat. Obrońcy tytuły ulegli Brooklyn Nets 90:104. Na prowadzenie 3:0 w serii wyszli natomiast San Antonio Spurs.
Zanosiło się na kolejny szybki sweep w wykonaniu Miami Heat, ale Brooklyn Nets nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. Drużyna z Big Apple z dużą łatwością ograła mistrzów NBA na własnym parkiecie i do wyrównania stanu rywalizacji potrzebuje już tylko jednego zwycięstwa. - Chcieliśmy pokazać, że się ich nie boimy - przyznał Paul Pierce, który w sobotnim spotkaniu zdobył 14 oczek.
Miejscowi z Barclays Center w przekroju całego pojedynku umieścili w koszu aż 15 rzutów zza łuku na 25 oddanych i rozdali 23 drużynowe asysty - zaledwie osiem trójek trafili rywale. Heat mieli również problem w strefie podkoszowej, gdzie przegrali rywalizację o zbiórki w stosunku aż 27-43.
- Trzecia kwarta okazała się dla nas decydującym czynnikiem. My zdobyliśmy w niej 14 punktów, co pozwoliło im uzyskać to co chcieli - mówił po meczu LeBron James. Faktycznie - Nets zdominowali wydarzenia na boisku po zmianie stron, a po rzucie dystansowym Pierce'a na niespełna 5 minut przed ostatnią syreną nowojorczycy deklasowali oponentów 95:75.
LBJ już w premierowej odsłonie zdobył 16 ze swoich dwudziestu ośmiu oczek, ale nawet jego indywidualne wyczyny nie zdołały uratować Heat przed pierwszą porażką w tegorocznych play-offach. 29-latek miał jeszcze 8 zbiórek i 5 asyst, a 20 oczek zapisał na swoim koncie Dwyane Wade. Zabrakło wsparcia graczy drugiego planu. Zaledwie 3 oczka skompletował Mario Chalmers, 2 Shane Battier oraz również 2 Chris Andersen.
- Kiedy nasza ławka gra świetnie, gramy świetnie jako zespół - powiedział po trzecim spotkaniu półfinałów Konferencji Wschodniej najlepszy strzelec miejscowych - Joe Johnson. Obwodowy wywalczył 19 punktów, trafiając 7 na 10 rzutów z gry. Na słowa pochwały zasłużyli jeszcze wspominani przez niego gracze rezerwowi. Ci dostarczyli drużynie aż 40 oczek, a 15 i 10 zbiórek uzbierał Andray Blatche. 4 trójki dodał Mirza Teletović.
Kolejna konfrontacja obu drużyn odbędzie się już w najbliższy poniedziałek 12 maja. - Musimy wyciągnąć z tego lekcję i do czwartego meczu podejść zupełnie inaczej - przyznał otwarcie szkoleniowiec Miami Heat, Erik Spoelstra.
Brooklyn Nets - Miami Heat 104:90 (29:30, 22:19, 26:14, 27:27)
(Johnson 19, Blatche 15, Pierce 14 - James 28, Wade 20, Bosh 12)
Stan rywalizacji: 2:1 dla Miami Heat
Portland Trail Blazers mieli swoje chwile glorii w trwającej fazie play-off, ale zdaje się, że na tym etapie ich droga po mistrzowskie trofeum Larry'ego O'Briena się zakończy. Zakończą ją bezlitośni San Antonio Spurs, którzy po wyczerpującej rywalizacji z Dallas Mavericks w pierwszej rundzie, teraz prowadzą już 3:0.
Przyjezdnych z Teksasu do triumfu na obcym terenie poprowadził Tony Parker. Francuz zdobył 29 punktów i rozdał 6 piłek, a 19 oczek miał jeszcze Tim Duncan. Ostrogi dominowały szczególnie w pierwszej połowie sobotniego meczu, wygrywając ten fragment aż 60:40. Nie bez znaczenia okazał się również fakt, że goście trafili wszystkie 25 wykonywanych rzutów wolnych.
Czterech graczy Portland Trail Blazers zdobyło 20 lub więcej punktów, ale tylko 6 oczek (!) dostarczyli swojej drużynie rezerwowi. Meczowego trykotu nie przywdział Mo Williams, w konsekwencji czego Damian Lillard spędził na placu boju aż 43 minuty. Rozgrywający przestrzelił w tym czasie wszystkie 6 rzutów zza łuku, ale miał też 9 asyst. On i LaMarcus Aldridge zdobyli po 21 punktów, a 22 miał Wesley Matthews.
Smugi ze stanu Oregon w rywalizacji do czterech zwycięstw przegrywają już 0:3. Czy zdołają jeszcze podnieść się z kolan? - Mamy zamiar pokazać nasz charakter i naszą dumę - mówił na konferencji prasowej w kontekście poniedziałkowego spotkania trener Trail Blazers, Terry Stotts.
Portland Trail Blazers - San Antonio Spurs 103:118 (18:28, 22:32, 29:23, 34:35)
(Matthews 22, Lillard 21, Aldridge 21, Batum 20 - Parker 29, Duncan 19, Leonard 16)
Stan rywalizacji: 3:0 dla San Antonio Spurs

 

sobota, 10 maja 2014

Urlep znów triumfuje

Energa Czarni Słupsk pokonała 73:62 Trefla Sopot i przedłuża swoje szansę na awans do półfinału Tauron Basket Ligi. To było fenomenalne widowisko, w którym kapitalnie spisali się gospodarze. Podopieczni Andreja Urlepa przegrywali w drugiej połowie już piętnastoma punktami, a mimo to udało im się odrobić straty i zwyciężyć.
To było kapitalne widowisko w słupskiej hali Gryfia. Emocje sięgnęły zenitu, a koszykarze obydwu drużyn stanęli na wysokości zadania i zapewnili emocjonujące widowisko. Po stronie Energi Czarnych kapitalnie spisali się Jarosław Mokros oraz Michał Nowakowski. To właśnie oni w czwartej kwarcie zadali ostateczne ciosy, po których nie pozbierali się koszykarze Trefla Sopot. Najwięcej punktów dla gospodarzy rzucił Jarosław Morkos - 16 punktów. Był on nie do zatrzymania na dystansie i wyprowadził Czarne Pantery na prowadzenie.
Trefl, który w pierwszej połowie grał przyzwoicie w drugiej zgasł. Co prawda dobrze wszedł w trzecią kwartę, ale później zablokowali się na amen. Słabo spisał się lider sopocian Adam Waczyński, który na swoim koncie zanotował zaledwie 6 punktów. Na pochwałę - za walkę - zasługuje jedynie Paweł Leończyk.

piątek, 9 maja 2014

Christian Eyenga zneutralizowany przez obronę Asseco. "Mamy przez to lekki problem"

Christian Eyenga ma dość spore problemy ze zdobywaniem punktów w serii z Asseco Gdynia. - Asseco odpuszcza Christiana Eyengę i to nam trochę zamyka grę - mówi Przemysław Zamojski.

W piątkowym spotkaniu Christian Eyenga oddał zaledwie trzy rzuty w całym spotkaniu. Zdobył łącznie pięć punktów na przestrzeni 18 minut. Jego bierna postawa w ofensywie jest problemem dla ekipy Stelmetu Zielona Góra w tej rywalizacji, o czym wspomina Przemysław Zamojski.
- Mamy lekki problem w ofensywie, bo Asseco odpuszcza Christiana Eyengę i to nam trochę zamyka grę. Jeżeli nie wchodzą nam rzuty trzypunktowe, to się tworzą małe kłopoty dla nas. W środę ta skuteczność nie była najwyższa, ale nadrobiliśmy to dobrą postawą w obronie. W dodatku byliśmy agresywni - zaznacza były gracz Asseco Prokomu Gdynia.

Zamojski podkreśla, że zielonogórzanie muszą się sporo napracować w tej serii. Czego wynikiem są te problemy. - Byliśmy w ciężkiej sytuacji przed meczem numer trzy. Straciliśmy atut własnego parkietu i wiedzieliśmy, że w Gdyni nie będzie łatwego spotkania. W tym meczu było tak naprawdę wszystko - walka, pracowały łokcie, czasami nawet trash-talking się pojawił - ocenia reprezentant Polski, który jest zdania, że kluczem było powstrzymanie A.J. Waltona. Amerykanin trafił zaledwie dwa z 11 rzutów z gry!
- Ograniczaliśmy Waltona tak, aby był jak najmniej efektowny. Dobrze się komunikowaliśmy w obronie, pomagaliśmy sobie i to przyniosło efekt. Chcieliśmy sprawić, żeby Waltonowi trudno organizowało się grę, tak aby ktoś inny, przejął tę rolę na siebie - komentuje Zamojski, który w piątek spodziewa się bardzo trudnej przeprawy.
- W piątek będzie z pewnością walka do samego końca. Asseco pokazuje w każdym meczu, że zasługuje na te play-offy. Walczą z wielkim sercem - mówi gracz Stelmetu Zielona Góra.

Kevin Durant z tytułem MVP

Lider Oklahoma City Thunder Kevin Durant wybrany został najlepszym graczem sezonu zasadniczego 2013/2014. 25-latek w wyścigu po trofeum wyprzedził między innymi LeBrona Jamesa i Blake'a Griffina.

Można rzec, że formalność stała się faktem. Kevin Durant w sezonie 2013/2014 potwierdził swoją przynależność do koszykarskiej czołówki globu i poprowadził zespół Oklahoma City Thunder do drugiego najlepszego bilansu w NBA. Grzmot w niedawno zakończonych rozgrywkach wygrał aż 59 spotkań, a gigantyczny udział w sukcesach swojego zespołu miał wspominany wyżej skrzydłowy.
25-latka aż czterokrotnie wybierano najlepszym graczem miesiąca w Konferencji Zachodniej (listopada, grudnia, stycznia oraz marca), a na dodatek siedmiokrotnie należał do dwójki najlepszych graczy tygodnia.
KD w sezonie 2013/2014 opuścił tylko jeden pojedynek. We wszystkich pozostałych spędzał na parkiecie 38,5 minuty, notując w tym czasie średnio na mecz niebotyczne 32 punkty, 7,4 zbiórki, 5,5 asysty oraz 1,3 przechwytu.
Durant już po raz kolejny w swojej 6-letniej karierze został najlepszym strzelcem rozgrywek, ale po raz pierwszy na jego ręce złożona zostanie prestiżowa nagroda MVP. Skrzydłowy otrzymał aż 119 głosów dziennikarzy! 6 miał drugi w kolejce LeBron James, który statuetkę dla najlepszego gracza sezonu zdobywał aż trzykrotnie w przeciągu ostatnich czterech lat.
 

Polecany post

Jordan Loveridge: Czułem, że to najlepszy krok w mojej karierze.

Co możesz powiedzieć o swoim ostatnim sezonie ? Jak go podsumowujesz ? Mój ostatni sezon w Göttingen był bardzo solidny. Zacząłem na pozyc...