Polpharma Starogard Gdański pokazała w
Tarnobrzegu dwie twarze. Goście mieli w swoich rękach wszystkie atuty i
dużą przewagę w trzeciej kwarcie, ale nie wystarczyło to do odniesienia
wygranej.
Po ostatniej akcji w meczu Jezioro Tarnobrzeg - Polpharma Starogard Gdański
na twarzach gości było widać wielkie niedowierzanie i smutek.
Farmaceuci dokonali bowiem wielkiej sztuki i przegrali na dobrą sprawę
wygrany mecz. Mający problemy z rezerwowymi, z faulami i przede
wszystkim bardziej momentami walczący z własnym zmęczeniem niż rywalem
gospodarze wrócili jednak z dalekiej podróży i głównie za sprawą Dominique'a Johnsona odrobili 17 oczek straty i wygrali po dogrywce 108:105.
-
Było 17 punktów na plus, nie wiem co się stało. Nagle poszedł
run 8-0. Mogę powiedzieć, że przegraliśmy to po frajersku. To my byliśmy
w tym starciu lepszą drużyną, prowadziliśmy całe spotkanie. Jeszcze te
osobiste w końcówce... To trudno, to jest piękno sportu, taka jest koszykówka - powiedział po porażce na Podkarpaciu Grzegorz Kukiełka.
Kociewskie
Diabły mając kilkanaście oczek zaliczki zamiast szukać gry pod koszem,
to oddawali szybkie rzuty za trzy, które w przeważającej większości
przypadków nie znajdowały drogi do kosza. Brylowali w tym elemencie
zwłaszcza Amerykanie, którzy w pewnym momencie zagrali zbyt
indywidualnie. -
Na pewno przeanalizujemy to spotkanie i zobaczymy,
ale na pewno coś w tym jest, bo ta przewaga pod koszem była. Nie
wykorzystaliśmy tego. Potem nie trafialiśmy na obwodzie i stało się - dodał 31-letni koszykarz.
Kukiełka przez większość meczu znacznie utrudniał życie liderowi
Jeziora. Dominique Johnson musiał włożyć wiele sił w to, by znaleźć
sobie choć trochę miejsca do rzutu. Warto dodać, że ostatniej akcji
czwartej kwarty to właśnie Polak mógł i powinien zostać bohaterem gości.
Gracz znajdował się na czystej pozycji i miałby duże szanse na zdobycie
punktów, ale Anthony Miles nie zdecydował się na podanie i sam oddał rzut.
Małym
pozytywem wizyty w Tarnobrzegu jest dla Polpharmy to, że w dwumeczu
jest od Jeziora lepsza o siedem małych punktów. Jest to jednak marne
pocieszenie biorąc pod uwagę to, w jaki sposób gracze Tomasza Jankowskiego dali się ograć ekipie z Tarnobrzega. -
Na
pewno to jakiś plus, ale to i tak jest przykre. Przegraliśmy wygrany
mecz. Będzie nas czym myśleć. Takie jest życie koszykarza, wracamy do
domu po przegranej po dogrywce i to naprawdę boli, ale cóż - będzie to
trzeba przyjąć na klatę - podsumował Grzegorz Kukiełka.